Niedawny konkurs na opiekę psychiatryczną w Poznaniu zakończył się fiaskiem. To już ósma próba NFZ na znalezienie „naiwnego” który poprowadzi izbę przyjęć za 1800 zł dziennie. Wydaje się to sporą sumą, jednak takie przekonanie, można mieć jedynie nie znając realiów poznańskiej psychiatrii. W mieście które udaje, że wie jak, od lat w temacie psychiatrii decydenci różnych szczebli i instytucji - od NFZ po władze miejskie i wojewódzkie - pokazują, że wiedzą, ale jak coś spier..lić! Utrudnianie życia pacjentom zdaje się być tu najważniejszym priorytetem i tylko w tym zakresie sprawdza się hasło „know-how”
Zacząć należy od tego, że w Poznaniu dba się chyba głównie o to, by inni urzędnicy, w tym wypadku Najwyższej Izby Kontroli, nie wyszli na głupców. To właśnie niedawny raport NIK na temat szpitali psychiatrycznych unaoczniła poważne zaniedbania i niedociągnięcia. W Poznaniu dba się by tych niedociągnięć było jak najwięcej. Od lat miasto nie spełnia wymogów co do liczby łóżek na oddziale psychiatrycznym, brakuje ich blisko 100. Właśnie dlatego poznańscy pacjenci są w dużej mierze rozwożeni po innych szpitalach, głównie w Gnieźnie i Kościanie. Zdarzają się jednak wyjazdy nawet do Kalisza. Właśnie dlatego suma przeznaczona na dzienne prowadzenie izby przyjęć, nie jest wcale znacząca, za transport pacjentów trzeba przecież płacić.
 O funkcjonowaniu szpitala psychiatrycznego w Gnieźnie wśród pacjentów chodzą wręcz niesamowite legendy. Owe legendy zostały jednak teraz potwierdzone chociażby przez wspomniany raport NIK. Na niektórych przepełnionych oddziałach normą staje się zapinanie pacjentów „problematycznych” w tzw. pasy. Oznacza to unieruchomienie pacjenta w pozycji leżącej nawet na całą dobę. Jest on wówczas zdanym na łaskę i niełaskę niewystarczającego personelu oraz innych pacjentów. Przy przepełnionych oddziałach trudno też o staranną diagnozę i opiekę. Pacjenci i ich rodziny wzajemnie wymieniają się informacjami, które oddziały w Gnieźnie są „OK”, a których lepiej unikać. Funkcjonowanie na dużym i pełnym pacjentów oddziale, nie jest jak „Lot nad kukułczym gniazdem”, to coś diametralnie innego, tutaj wszystko dotyka nas bezpośrednio. Zaczyna się od nudy i braku jakichkolwiek zajęć, które by ową nudę przełamały; kończy na walce z personelem o drobne udogodnienia, jak stały dostęp do telewizora, czy przymykanie oka na ustawiczne łamanie przepisów o zakazie palenia tytoniu na terenie szpitali – przepis, którego kuriozalność i szkodliwość na szczęście jest zrozumiała dla większości personelu, lekarzy i dyrekcji.
Faktycznie trochę lepszymi opiniami pacjentów może poszczycić się szpital w Kościanie. W obu jednak przypadkach pozostaje problem odległości od miasta, a przez to mniejsze wsparcie dla pacjenta ze strony rodziny i przyjaciół. Właściwie każdego dnia, ale najczęściej w weekend, można zobaczyć w oknach obu szpitali postacie nerwowo wyczekujące odwiedzających. Odwiedziny to nie tylko odmiana i możliwość realnego oderwania się od szpitalnego życia, to też realna pomoc w postaci paczek z papierosami, jedzeniem, słodyczami. Dokładnie tak, jak odwiedziny w więzieniu, z tą różnicą, że tutaj nie ma się świadomości, kiedy wyrok się skończy.
Co jednak z tymi, którzy trafią na poznański oddział psychiatryczny? Oni to prawdziwi zwycięzcy w swoistej loterii lub raczej tym co postanowiłem nazwać „eugeniką w wersji light”. Dlaczego? Powód jest prosty, zapewnienie sobie miejsca na oddziale w Poznaniu wymaga w większości przypadków posiadania dość zasobnego portfela lub/i odpowiednich znajomości. Aby uzyskać przyjęcie na oddział, trzeba leczyć się prywatnie u jednego z pracujących w klinice lekarzy. Pomagają oczywiście też znajomości wśród personelu. No i kwestia szczęścia - można trafić akurat na moment, gdy wolne miejsce jest na oddziale w Poznaniu, a nie w karetce jadącej do Gniezna. Prywatne leczenie to koszt od 150 zł do 200 zł za wizytę, w zależności od choroby i ceny leków - to jednak w sumie dość spory wydatek. Jeśli chodzi o leki to są one oczywiście refundowane, wszyscy jednak zdajemy sobie sprawę co oznacza refundacja i jak zaciekła trwa walka na rynku farmaceutycznym. Tanie leki dzi wnym trafem mogą przestać być refundowane i stać się drogimi, albo tani refundowany lek może być niedostępny nawet przez kilka miesięcy w aptece. Zapewne nie ma z tym nic wspólnego fakt, że jego producent oferuje też jego droższy zamiennik.
Reasumując jasn e powinno być, że w naszym kraju walka z chorobą psychiczną jest droga. Od lat nie robi si ę w iele by tę sytuacje zmienić. Niby ma być w Poznaniu zbudowany oddział z prawdziwego zdarzenia, ale kiedy? Były pomysły utworzenia dodatkowych oddziałów w innych poznańskich szpitalach. System jednak tkwi w swoistym marazmie. Nie ma się czemu dziwić, bo jest to dość wygodna sytuacja. Dla lekarzy dodatkowi pacjenci, którzy wolą płacić mając w perspektywie, że przy wielu chorobach psychicznych hospitalizacja jest wręcz nieunikniona, więc lepiej mieć ją zapewnioną blisko domu. Personel niższego szczebla również może liczyć na gratyfikację, a dodatkowo ułatwia sobie życie, wysyłając „problematycznych pacjentów” do innych szpitali.
Jedyni którzy na tym tracą to pacjenci o mniej zasobnych portfelach, tacy których rodzina najchętniej podrzuciłaby do szpitala na stałe. Warto bowiem zdać sobie sprawę, że oddziały psychiatryczne realizują też swoiste funkcje opiekuńcze, skoro brakuje miejsc chociażby w Domach Opieki Społecznej, to wysyła się dziadka lub babcię do szpitala psychiatrycznego,. Pretekst można łatwo znaleźć, a jak się już w takim szpitalu człowiek znajdzie, to nie zawsze łatwo go opuścić. O zaniedbaniach w kwestii prawidłowego informowania pacjentów o ich prawach, również informuje raport NIK, choć tu zauważa pewną poprawę. To też można uznać za swoisty przejaw eugenicznej polityki. Z instytucją totalną mogą wygrać bowiem tylko ci, którzy wykażą się większą determinacją, zaradnością i siłą. Słabi znikną w jej odmętach i rządzących tam prawach.
 Decydenci, którzy mają wpływ na funkcjonowanie opieki psychiatrycznej w Poznaniu mogą jednak chyba spać spokojnie. Skoro urzędnikom miejskim uchodzi jak dotąd płazem forsowanie absolutnie nieudolnej polityki mieszkaniowej, łącznie z jej szlagierem w postaci getta kontenerowego, to kto w tym mieście będzie przejmował się „wariatami”. Jeśli można bezkarnie forsować stereotyp mieszkańca: pijaka i żula celowo nie płacącego czynszu, bezdomnego „z wyboru”, pracownika obiboka którego łaskawy pracodawca zatrudni tylko na „śmieciową umowę” przy minimalnej pensji, to jakże łatwo wyobrazić sobie istniejące w społeczeństwie stereotypy odnośnie osób chorych psychicznie. Naznaczeni swoistym piętnem wykluczenia już sami wstydzą się często swojej choroby, bo przez jej pryzmat są uznawani za niebezpiecznych i innych. Nikomu nie przyjdzie głośno protestować czy domagać się swoich praw, zresztą w temacie ochrony zdrowia, społeczeństwo wyraźnie zaakceptowało panujące zasady: marazm, kolejki, konieczność dodatkowych opłat, nerwy spowodowane arbitralnymi decyzjami urzędników. Zdrowe społeczeństwo ma nam zapewnić coroczna zrzutka na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, państwo nie rezygnując ani z przymusowych podatków, ani nie dając społeczeństwu wpływu na budżet nawet miejski co dopiero państwowy, swobodnie umniejsza swój udział w zapewnieniu ochrony zdrowia. Oddziały psychiatryczne i ich funkcjonowanie to tylko jeden z przykładów, które fakt ten unaocznia. Ofiarami takiej polityki zdrowotnej na pierwszym miejscu są biedni i słabi, ci którzy nie mogą walczyć o swoje prawa lub wykupić do nich dostępu. Właśnie w ten sposób powoli kształtuje się swoisty program eugeniczny - na razie w wersji leight.
Wszystkie zdjęcia pochodzą z Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych Dziekanka w Gnieźnie. Od góry: (1) Pacjen zapięty w pasy, (2) Rozrywka na oddziale, (3) Palarnia.
|
to nie ten artykuł - pewnie chodzi ci o Macieja W. i jego wesołą kompanię z Honzika i Brogansa
To co piszesz pokazuje, że wypowiadasz się w temacie, w którym masz małe pojęcie. Wiele osób jak to określasz z "marginesu społecznego" to własnie osoby z problemami psychicznymi i psychologicznymi, w tym gdzieś 30-50% alkoholików to właśnie osoby z zaburzeniami psychicznymi. Zasadniczo leczenie alkoholizmu, wymaga min. uzyskania współpracy od pacjenta, dlatego w krajach cywilizowanych prowadzone są odpowiednie programy na styku opieki społecznej, psychologicznej i psychiatrycznej. W Polsce kasa z funduszu tworzonego z zysku z akcyzy w największym stopniu ładowana jest... w Policję. Nie wiadomo jak policja ma leczyć alkoholików, ale miliony złotych co roku z funduszu przeciwdziałania alkoholizmowi ładuje się w nowe radiowozy, a jednocześnie z roku na rok obcina się fundusze np. na poradnie AA - ciekawe prawdaż?
Powiedz to ofiarom Brevika, który bez wątpienia jest chory psychicznie, ale dobrowolnie na leczenie na pewno sienie zgodzi.
Pieniędzy brakuje, lecz wiele przejada administracja. Twierdzenie zaś, że albo armia albo pomoc społeczna to czysty populizm. A może mały test dla anarchistów - coś co już przerabiano - odzyskać m. in jedną z trzech działek zajmowanych przez Rozbrat, a należącą do skarbu państwa i za pieniądze z jej wynajmu lub sprzedarzy wzmocnić budżet fundacji pożytku społecznego? Polecam pewien film - Buty Świętego Piotra.
Ale Breivik nie jest chory psychicznie.
Słaby argument, bo działka ta należy do MPK i jest to działka wyznaczona pod estakadę szybkiego tramwaju, do tego nie znajdują się tam żadne budynki, więc jej "odzyskiwanie" nikomu żadnej szkody/pożytku nie przysporzy, zresztą to dopiero populizm wyrzucać ludzi na bruk, żeby jakaś organizacja mogła potem im "pomóc" z wynajmu działki. Populizmem jest ględzenie o "przejadaniu" przez administrację (w domyśle państwową), gdy choćby przykład z funduszami emerytalnymi pokazuje, że prywatne przejadają znacznie większą część składek, niż ZUS. Albo przykład USA, gdzie sprywatyzowana służba zdrowia i system ubezpieczeń społecznych generuje dwukrotnie większe koszty, niż europejski, obejmując swym zasięgiem jedynie część społeczeństwa.