Stowarzyszenie „Otwarte Klatki” zaprasza wszystkich na protest, który
odbędzie się 29 listopada (czwartek) o godzinie 14.00, pod Powiatowym
Inspektoratem Weterynarii, na ulicy Grunwaldzkiej 250 w Poznaniu.
Będziemy protestować przeciwko fatalnym warunkom, jakie panują na
fermach futrzarskich oraz bierności tych, których obowiązkiem jest
dbanie o dobro zwierząt.
Wyniki śledztwa, jakie odbyło się w 2011 i 2012 roku pokazują, że
dobrostan zwierząt nie występuje na żadnej z ferm - zwierzęta są chore,
poranione, zestresowane. Powszechni są choroby takie jak stereotypia,
apatia, choroby uszu, oczu oraz kończyn. Dodatkowo, śledztwo dowodzi,
że jałowe środowisko, jakim jest metalowa klatka, w żaden sposób nie
może zastąpić naturalnych warunków oraz podstawowych potrzeb zwierzętom
futerkowym. Istnieje sprzeczność pomiędzy interesami hodowców, których
popiera Ministerstwo Rolnictwa a dobrem zwierząt, które teoretycznie
chroni ustawa o ochronie zwierząt, gwarantując im „możliwości
egzystencji, zgodnie z potrzebami danego gatunku, rasy, płci i wieku"
Problem pojawia się, gdy spojrzymy na sposób przeprowadzania kontroli
na fermach przez Inspekcję Weterynaryjnych. W społecznym odczuciu
Lekarza Weterynarii to ktoś, kto dba o zdrowie zwierząt. Ktoś, kto z
założenia im pomaga. Jest to odpowiednik naszego „ludzkiego” lekarza.
Jednak lekarz weterynarii dokonując kontroli na fermach, nie zajmuje
się stanem psychofizycznym zwierząt, ani nie podchodzi krytycznie do
przepisów Ministerstwa Rolnictwa, które ewidentnie szkodzą zwierzętom.
To w takim razie jaka jest jego funkcja? Nie trzeba być lekarzem
weterynarii, aby móc policzyć zwierzęta, co jak wynika z raportu NIK-u
opublikowanym w 2011 roku, okazuje się być dla niektórych i tak dużym
problemem (Inspektor Weterynarii z Wielkopolski podał w raporcie
zaniżoną liczbę norek, przy kontroli NIK-u tłumacząc się, że nie chciał
stresować zwierząt, przy czym jego interwencja była spowodowana
zgłoszeniami mieszkańców, którzy podejrzewali, że na fermie została
przekroczona liczba zwierząt). Ten sam raport udowodnił, że w 35 proc.
badanych ferm futrzarskich łamie się przepisy weterynaryjne oraz, że aż
2/3 ferm nie było rzetelnie kontrolowane przez Inspekcję Weterynaryjną.
Co więcej oszukiwano w liczbie skontrolowanych ferm (lekarz weterynarii w
Poznaniu w raportach wykazał, że w latach 2009-2010 skontrolował
odpowiednio siedem i sześć ferm zwierząt futerkowych, podczas gdy
faktycznie skontrolowano odpowiednio dwa i jedno gospodarstwo),
stwierdzono również brak dokumentacji leczenia zwierząt czy umów na
odbiór padłych zwierząt.
Warto też wspomnieć o wsi Stawiec, w której właściciel fermy trzymał
lisy w piekarnikach! Podczas interwencji aktywistów wrocławskiej Eko –
straży i Koalicji na Rzecz Zakazu Hodowli Zwierząt Futerkowych w Polsce
zastępczyni Inspektora Weterynarii odmówiła wejścia na fermę pomimo
przedstawionych jej dowodów świadczących o bardzo złych warunkach na
fermie. Ostatecznie ferma została zamknięta.
Na 96 ferm będących pod nadzorem Inspekcji Weterynaryjnych z
województwa wielkopolskiego zaledwie 4 zostały skontrolowane w roku 2010
pod kątem dobrostanu zwierząt. Trzeba podkreślić, że te kontrole
niczego nie zmieniają. W naszym odczuciu nastąpiło wypaczenie zawodu
lekarza weterynarii, który służy interesom hodowców.
Żądamy zakazu hodowli zwierząt na futra!
Przyłącz się do społecznego protestu przeciwko okrutnemu traktowaniu
zwierząt na fermach futrzarskich: 29 listopada 2012 roku, godzina 14:00,
ul Grunwaldzka 250 w Poznaniu.
|
Protestowałbyś z niemytą swołoczą? Tan chyba nazywasz Rozbrat - mylę się? Ta sama uwaga dotyczy Litara.
Nigdy nie nazwałem członków rozbratu niemytą swołoczą czy brudasami !!!
To jest realny problem pseudoekonomisto.