Celem tekstu jest znalezienie odpowiedzi na pytanie, dlaczego idee i
organizacje nacjonalistyczne czy też faszyzujące przeżywają obecnie
rozkwit. Oczywiście jest to jedno z tych pytań, na które chyba nie można
udzielić w pełni satysfakcjonującej i wyczerpującej odpowiedzi.
Tytułowy
nacjonalizm jest tu definiowany nie według klucza anglosaskiego, w myśl
którego nacjonalizm jest utożsamiany z ideą narodową i jako taki nie
jest nacechowany jednoznacznie pejoratywnie. Idzie tu zatem o
kontynentalne rozumienie nacjonalizmu, w myśl którego termin ten oznacza
konstruowanie ekskluzywnej, despotycznej wspólnoty narodowej. Tak
postrzegany nacjonalizm pojawił się w XIX w. Narody są zatem tworami
istniejącymi wcześniej, niż tak rozumiany nacjonalizm, gdyż pierwotnie
projekt ich powstania (z pozoru jedynie odnoszący się do niezmiennych i
istniejących „od zawsze” cech) miał wymiar emancypacyjny, bo rozbijał
zastaną, zatęchłą i zaskorupiałą feudalną strukturę stanową, torując
drogę kapitalizmowi i nowoczesności. Ów narodowy projekt miał zatem
wówczas charakter nie wykluczający, lecz wkluczający. Widać to dobrze na
przykładzie polskim, gdzie włączanie kolejnych warstw społecznych do
wspólnoty narodowej, ograniczającej się jeszcze w XVIII w. jedynie do
szlachty, a więc ok. 10% społeczeństwa, wiązało się jednocześnie z
pewnym zrównaniem praw formalnych, które znajduje odbicie w znoszeniu
przywilejów stanowych i przejmowaniu (współ)odpowiedzialności za
państwo. Badacze współczesnego nacjonalizmu podkreślają
jednak, że – obok form radykalnych – na ogół występuje on w wersji
„banalnej”. „Banal Nationalism” to pojęcie ukute przez Michaela Billiga
na określenie faktu obecności pewnej formy nacjonalizmu w codziennej
praktyce życia społecznego. Wspólnotę narodową utrwalamy bowiem każdego
dnia, posługując się danym językiem, ucząc się w szkole historii Polski,
kibicując polskiej reprezentacji w piłce nożnej czy wywieszając flagę w
rocznicę narodowych świąt. Billigowski banalny nacjonalizm to zatem
pewien typ tożsamości, który jednak w kryzysowych momentach ma tendencje
do radykalizacji. Pod tą biało-czerwoną pokrywą kryje się jad, który w
pewnych momentach może wytrysnąć.
Radykalizacja ta może
mieć dwojakie znaczenie. Nacjonalizmem może się posłużyć państwo w
okolicznościach wojennych, ale także środowiska skrajnej prawicy, kiedy
zaczną z tą – pozornie „zbanalizowaną” flagą – maszerować, by przy
okazji wykrzykiwać dyskryminacyjne hasła. Radykalizację tę, czyli
tytułowe „wyjście trupa z szafy”, możemy obserwować przede wszystkim
rokrocznie 11 listopada. Odbywający się wówczas przemarsz rozrósł się z
dwustuosobowej demonstracji w 2008 r. do co najmniej
kilkunastotysięcznej w 2013 r. Trup zatem ożył.
Jako że
nacjonalizm ma wiele form i odcieni i nie da się sprowadzić go do czegoś
jednego, wyjaśnień fenomenu rozwoju skrajnej prawicy można, a nawet
trzeba, poszukiwać na kilku płaszczyznach. Środowiska skrajnej
prawicy dokonały przede wszystkim sporych przesunięć w zakresie swej
teorii politycznej. Jawny rasizm i ksenofobia zostały zastąpione
sloganami o odrzuceniu społeczeństwa multikulturowego i dyskursem
cywilizacyjnym, przejawiającym się w hasłach o obronie europejskich
wartości. Udaje się to przede wszystkim w krajach byłego bloku
wschodniego, gdzie kwestie narodowościowe były sztucznie wygaszone przez
komunizm, w efekcie czego społeczeństwa nie przepracowały problemów,
związanych z zagrożeniami ze strony skrajnej prawicy. Czynnikiem
dodatkowo napędzającym jest kryzys gospodarczy. Wreszcie nacjonaliści w
ciągu kilku ostatnich lat dokonali zręcznych zmian wizerunkowych – z
nazi-skinów w kibiców i hip-hopowców. Powstała w ten sposób subkultura
posługuje się tymi samymi kategoriami, jakich używają mniejszości, tzn.
czuje się osaczona, dyskryminowana, domaga się tolerancji ze strony
otoczenia społeczno-politycznego.
Szara eminencja ideologii nacjonalistów
W
rozważaniach nad teorią współczesnego nacjonalizmu zwraca się często
uwagę na postać Romana Dmowskiego, który jest ojcem duchowym
współczesnych ruchów skrajnie prawicowych. Warto jednak zwrócić uwagę,
że klasyczna, przedwojenna endecja akcentowała przede wszystkim jedność
narodową, atakując m.in. ówczesnych socjalistów za rozbijanie tej
jedności poprzez konflikt ekonomiczny. Zarazem Dmowski podkreślał, że
narody nie mają przyjaciół, tylko mają interesy. Dzisiejsi natomiast
nacjonaliści, ze swoją ponadnarodową współpracą i jednoczesnym
generowaniem „wojny kulturowej” wewnątrz społeczeństw, z których się
wywodzą, wydają się być w znacznie większym stopniu politycznymi dziećmi
Feliksa Konecznego i jego teorii cywilizacji.
Już
Adam Mickiewicz dzielił społeczeństwa na te, które dążą do wolności
(np. Polacy, Węgrzy) i te niejako genetycznie zrośnięte z systemem
despotycznym (Rosjanie). W sposób systematyczny jednak teoria
cywilizacji zaczęła się pojawiać dopiero w 20-leciu międzywojennym. Na
gruncie polskim ukształtował ją historyk, historiozof i publicysta
„Myśli Narodowej” Feliks Koneczny. W swej analizie, posługując się
typowym rozumowaniem indukcyjnym, Koneczny uogólniał i syntetyzował
własne obserwacje na temat najistotniejszych regionów świata, dzieląc go
w istocie na kilka cywilizacji. Za najbardziej rozwiniętą i najbardziej
humanistyczną uznał cywilizację łacińską, do której zaliczył także
Polskę. Na styku cywilizacji zachodzi, wedle Konecznego, ich
rywalizacja, a cywilizacje niższe wypierają wyższe. W 1931 r. pisał on,
że w Polsce istnieją cztery cywilizacje: bizantyńska, turańska, żydowska
i łacińska, przy czym trzy pierwsze czynnie zwalczają tę ostatnią.
Zarazem Koneczny wychodził z założenia, że nie jest możliwe coś, co
nazwalibyśmy „dialogiem kultur”, ponieważ jego zdaniem nie może dojść do
syntezy dwóch różnych form organizacji życia społecznego. Widać
wyraźne, jak jego hasła – odświeżone przez Samuela Huntingtona w 1993
r. w książce „Zderzenie cywilizacji” – przekładają się dzisiaj na
dyskurs skrajnej prawicy. Nieczęsto pojawiają się tu już hasła o
fizycznej czy intelektualnej wyższości białego człowieka nad czarnymi,
dominują natomiast teksty o odrzuceniu tolerancji czy wielokulturowości.
W tej ostatniej postrzega się zagrożenie dla „cywilizacji
europejskiej”, gdyż według osób szermujących tym hasłem w perspektywie
kilku czy kilkunastu lat Staremu Kontynentowi grozić ma upadek z powodu
zalewu ludności czarnoskórej czy arabskiej.
Jest to
zjawisko o tyle nowe, że współczesny nacjonalizm okazuje się być już nie
tylko reprezentantem partykularnych interesów danego narodu. Staje się
on także uniwersalną ideologią europejską, co umożliwia prawicowym
radykałom z wielu państw wspólne maszerowanie. W przeciwieństwie do
okresu międzywojennego, głównymi przeciwnikami nie są już sąsiednie
państwa (choć gdzieniegdzie pobrzmiewają nadal hasła o polskości Wilna i
Lwowa), lecz mniejszości narodowe i religijne spoza Europy oraz
mniejszości seksualne. Ostrze ich ksenofobicznej retoryki zmienia więc
swój charakter. Sądzę, że w dyskursie nacjonalistów okopywanie się na
takich właśnie pozycjach to zupełnie nowa jakość.
Z komunizmu w nacjonalizm
Liczni
badacze nacjonalizmu zgadzają się, że szczególnie narażona na
odradzanie się tego zjawiska jest Europa środkowa i wschodnia. Można
tutaj wyróżnić trzy zasadnicze stanowiska. Pierwsze, ujmujące problem w
perspektywie długiego trwania, mówi o tym, że nacjonalizm bywa
przedstawiany i odbierany jako odpowiedź na zapóźnienia cywilizacyjne
postkomunistycznej części Europy. W tym kontekście warto przywołać
teorię Immanuela Wallersteina, który uważa, że światowe peryferia czy
półperyferia nie mogą powtórzyć doświadczeń modernizacyjnych Zachodu,
ponieważ odmienne są warunki brzegowe, relacje między państwami i etap
rozwoju kapitalizmu. Dlatego też, o ile Zachód modernizuje się
(modernizował do niedawna?) przez integrację, o tyle dawny blok wschodni
– przez dezintegrację (rozpad ZSRR, Czechosłowacji, Jugosławii).
Wallerstein nie odpowiada jednak na nasuwający się w tym punkcie
paradoks. Nacjonalizm zdaje się wszak jednocześnie modernizację
kontestować i dążyć do modernizacji.
Inna teoria, w myśl
której państwa środkowo- i wschodnioeuropejskie miałyby być szczególnie
podatne na oddziaływania skrajnej prawicy mówi, że odrodzenie
nacjonalizmu w tym regionie Europy wynika z faktu nieukończenia procesów
narodotwórczych. Zachód zatem przepracował krytycznie swą pamięć
historyczną, zdemitologizował przeszłość i zrobił wiele w kierunku
wygaszenia dawnych konfliktów etnicznych oraz podjął próbę integracji w
ramach Unii Europejskiej. Natomiast w Europie Środkowej i Wschodniej na
zgliszczach państwowo-socjalistycznego wariantu modernizacji nastąpiło
odmrożenie konfliktów narodowościowych i etnicznych oraz
przeformułowanie pamięci historycznej. Przez to dawni zdrajcy okazują
się bohaterami (np. UPA na Ukrainie, Ustasze w Chorwacji, NSZ w Polsce).
Trzecia
perspektywa w tym zakresie to perspektywa krótkiego trwania, w myśl
której nacjonalizm pełni funkcję ideologii (tożsamości) zastępczej po
upadku komunizmu. Jak wskazuje Ernest Gellner, ideologia
nacjonalistyczna wykazuje wiele podobieństw ze stalinizmem. Obie są
dziećmi nowoczesności, obie są deterministyczne, obie poszukują wroga
(stalinowska teoria o zaostrzaniu się walki klas w ramach budowy
socjalizmu vs walka z Innym/Obcym). Wedle Gellnera jednak tożsamość
narodowa była silniejsza od klasowej, co pokazał m.in. wybuch I wojny
światowej. W 1914 r. robotnicy pozostali bowiem głusi na hasła głoszone
m.in. przez Jeana Jauresa, który nawoływał do porzucenia broni i
rozpoczęcia strajku generalnego.
Dlatego
też po 1990 r. nacjonalizm, w formie chyba pośredniej między „banalną” i
„radykalną”, wykorzystywano do reintegracji wspólnoty. Nacjonalizm
bowiem radykalizuje się wszędzie tam, gdzie słabną tradycyjne więzi –
rodzinne, religijne, sąsiedzkie, a jednocześnie brakuje alternatywnej,
wolnościowej propozycji tożsamościowej czy wspólnotowej. Widać to dobrze
na przykładzie szybkiego nabywania świadomości narodowej przez polskich
chłopów, którzy z przyczyn ekonomicznych emigrowali do USA. Okazywało
się nagle, że osoba będąca poddanym innego władcy mówi tym samym
językiem, wyznaje tę samą religię i reprezentuje zbliżone wzorce
kulturowe. Stąd w latach 90. w krajach byłego bloku
wschodniego eksplozja symboliki narodowej, martyrologia w podręcznikach
do historii czy synonimiczne używanie pojęć „wspólnota narodowa” i
„wspólnota obywatelska”. Nacjonalizm był dla władz wygodny, ponieważ
pozwala odwracać uwagę społeczeństwa od wysokich kosztów transformacji
za pomocą odwoływania się do retoryki narodowej.
Kryzys paliwem nacjonalistów
Czynnikiem
napędzającym współczesny nacjonalizm jest także strukturalny kryzys
kapitalizmu. Utarło się przekonanie, że kryzys gospodarczy otwiera
szansę dla radykalnie lewicowej polityki. Jednak historia pokazuje, że
kwestia ta jest bardziej skomplikowana. Jak powiada Eric Hobsbawm,
nacjonalizm, nie posiadając żadnego pozytywnego programu, jest
wyrazicielem gniewu i braku bezpieczeństwa w obliczu społecznych napięć,
dlaczego w okresie kryzysu jego popularność może rosnąć. Wojciech
Burszta z kolei pisze o „kotwicach pewności”, które są poszukiwane
zawsze wtedy, gdy wyczerpuje się dotychczasowy system przekonań i
wartości. Nacjonalizm owe kotwice oferuje, podsuwając łatwe odpowiedzi
na trudne pytania.
Dlatego też ideom lewicowym i
egalitarnym nie sprzyjał Wielki Kryzys z okresu międzywojennego. Polska
Partia Socjalistyczna straciła wtedy mniej więcej połowę członków, a
tendencje faszyzujące czy autorytarne narastały w całej Europie, by
wymienić najbardziej reprezentatywny przykład, czyli przechwycenie
władzy przez NSDAP w 1933 r. Ruchy lewicowo-emancypacyjne w XX w.
zyskiwały zatem albo w przeddzień kryzysu (jak np. w rewolucyjnej Rosji
1917 r.) albo już po zakończeniu kryzysu (przykładem może być PPS, który
w wyborach samorządowych w 1939 r., zdobył ponad 26% głosów, znacznie
wyprzedzając Stronnictwo Narodowe).
Kryzys sprzyja ponadto
zjawisku, które antropologowie określają jako poszukiwanie „kozła
ofiarnego”. Wielokrotnie w historii takim kozłem ofiarnym stawały się
elity ekonomiczne. Obecnie jednak dominująca kultura konsumeryzmu
promuje postawę „radź sobie sam”, a osoby, napotykające na strukturalne
przeszkody w osiąganiu samodzielności bytowej są stygmatyzowane jako
niedostatecznie zdolne czy niezaradne. Nacjonaliści w żaden sposób nie
starają się organizować tych, którym system ekonomiczny dał się
najbardziej we znaki. Przeciwnie – stosując uproszczoną, nachalną
propagandę, odciągają uwagę od realnych problemów bieżącej
rzeczywistości, strasząc homoseksualistami, komunistami (czyli wszelkimi
Innymi politycznie – począwszy od socjaldemokratów, skończywszy na
centroprawicy), a także – choć coraz rzadziej w sposób jednoznaczny –
Żydami czy czarnoskórymi. Straszą chyba skutecznie, bo wśród dziesięciu
najbardziej dosadnych internetowych obelg czołowe miejsca zajmują słowa
takie, jak pedał, żydek, ciota, czarnuch i lewak.
Nacjonaliści wchodzą na bit
Wreszcie
tlenu skrajnej prawicy dodają nowe formy wyrazu, a przede wszystkim
przyjęcie przez jej przedstawicieli estetyki, charakterystycznej dla
kultury hip-hopowej. Stąd nasuwa się niejako z automatu wniosek,
odnośnie natury współczesnego nacjonalizmu – jest to ruch niemal w
całości miejski (nie w sensie postulatów, lecz w sensie umiejscowienia),
gdyż formy wyrazu takie, jak graffiti czy tagowanie, mogą się sprawdzić
jedynie w otoczeniu miejskim. Jest to nowa jakość w odniesieniu do Ligi
Polskich Rodzin czy antysemickiego środowiska Radia Maryja, które
zwykły szermować hasłami o obronie polskiej ziemi przed wykupieniem jej
przez cudzoziemców oraz afirmować wieś jako ostoję polskości,
konserwatyzmu i tradycji.
Wśród polskich nacjonalistów od
lat 80. dominowała stylizacja na skinheadów. Widać to wyraźnie w
estetyce ich ulicznych przemarszów. W latach 90. dominowali na nich
mężczyźni, ubrani w glany, jasne dżinsy, szelki i zielonkawe lub szare
fleki, niosący pochodnie lub wykonujący hitlerowskie pozdrowienie. Od
tego czasu w obrazie skrajnego prawicowca wiele się zmieniło. Zmiany
wizerunkowe w polskim ruchu nacjonalistycznym dokonały się przede
wszystkim za sprawą środowiska Autonomicznych Nacjonalistów.
Dziś
na organizowanych przez nich demonstracjach dostrzec można
profesjonalnie zaprojektowane i wydrukowane transparenty, ustawione
wzdłuż głównej kolumny marszowej, a dominującym kolorem na tego typu
wydarzeniach jest czerń. Czarne bojówki lub markowe dresy wyparły jasne
dżinsy, czarne bluzy z kapturem zastąpiły fleki, przyciągające kibiców
race w dużej mierze wyparły pochodnie. Obok tradycyjnych,
biało-czerwonych flag ich uczestnicy dzierżą także czarne sztandary z
mieczem i młotem – symbolem strasseryzmu, socjalnej frakcji NSDAP. Warto
zwrócić uwagę, że tego rodzaju odwołanie do narodowego socjalizmu jest
znacznie mniej czytelne, od wykonywania hitlerowskiego pozdrowienia czy
eksponowania swastyki. Tak więc nacjonaliści, poprzez rewolucję w sferze
estetycznej, nauczyli się odwoływać do nazizmu w znacznie bardziej
zakamuflowany sposób, nieczytelny dla większości mediów, a przez to
także – dla opinii publicznej.
Jednym z najnowszych
zjawisk na scenie skrajnie prawicowej i zarazem muzycznej jest
nacjonalistyczny, a nawet neonazistowski rap. Jest to także dobitny
dowód na zmianę mód, jaka zaszła na polskiej skrajnej prawicy. W latach
90. dominowały tutaj przecież brzmienia spod znaku „Rock Against
Communism” czy narodowosocjalistycznego Black metalu. Wiele zespołów w
swych nazwach umieszczało akronimy 14 lub 88, a w tekstach pojawiały się
zupełnie jednoznaczne odwołania do III Rzeszy czy ideologii narodowego
socjalizmu. Wszystko to było odbiorcy podane zazwyczaj w topornie
patetycznej formule, a i wiele utworów nie było najlepszych od strony
muzycznej.
Obecnie rap jest środkiem wyrazu, stosowanym
przez licznych wykonawców o skrajnie prawicowych przekonaniach. Raper
PIH, który określił niegdyś Kubę Wojewódzkiego "żydowskim ścierwem,
które promuje, kurwa, homoseksualizm i obywateli państwa Izrael, którzy
nienawidzą Polaków", popiera Marsz Niepodległości. Zjednoczony Ursynów,
zespół jawnie związany z Autonomicznymi Nacjonalistami, w jednym z
utworów rapuje: „Niech żyje Polska, niech wiedzie prym, niech Europa
przed nami drży”. Wuem Enecha nagrał klip promocyjny dla
neofaszystowskiego zina „Droga Legionisty”. Wielu z tych twórców tworzy
muzykę na dobrym poziomie (choć pojawiają się także przykłady raczej
psychiatryczne, jak np. Wojsław, który sepleniąc, rapuje pod symbolem
swastyki), a ich kawałki mają na YouTube wiele odtworzeń. Dzięki
wzmożonemu zainteresowaniu hip-hopem treści neofaszystowskie docierają
na blokowiska, a także przenikają do rapu, którego tematyką jest
kibicowanie oraz sport (przykładem nagrywane na siłowni klipy Bonus RPK,
na których widać transparenty z logiem Good Night Left Side).
Rasizm przeciwko rasistom?
Manifestowanie
swej obecności w przestrzeni publicznej za pomocą street artu czy
innych, odległych od mainstreamu środków wyrazu jest zjawiskiem
cechującym najróżniejszego typu mniejszości, które nie mają swojej
oficjalnej reprezentacji ani innych możliwości wyrazu. Gdy jednak
nacjonaliści zaczynają posługiwać się tego typu narzędziami, powstaje
sytuacja zakrawająca o schizofreniczność – środowisko rasistowskie,
homofobiczne i opierające się na wykluczeniu i dyskryminacji na wielu
poziomach staje się oto ofiarą opresyjnego systemu; produkuje siebie
jako mniejszość, która rozpaczliwe wręcz chwyta się wszelkich możliwych
środków wyrazu. Tak właśnie można wyjaśniać fenomen nacjonalistycznych
zinów i całej towarzyszącej im blokerskiej retoryki i estetyki, na
potrzeby której ukuto określenie „podziemnego patriotyzmu”.
Na
potrzeby analizy wspomnianego procesu, w którym nacjonaliści produkują
samych siebie jako mniejszość, trzeba zaproponować redefinicję samego
pojęcia mniejszości. Warto więc przywołać spostrzeżenia francuskiego
filozofa Gilles’a Deleuze’a, który pisał: „Różnica między mniejszością i
większością to nie kwestia liczby. Mniejszość może być bardziej liczna
od większości. Większość definiuje się przez model, do którego trzeba
się dostosować – na przykład dorosły Europejczyk, mężczyzna mieszkający w
mieście… Mniejszość z kolei nie posiada żadnego modelu, jest stawaniem,
procesem. Można powiedzieć, że większość to nikt… Mniejszość wytwarza
sobie modele o tyle tylko, o ile chce się stać większością…”.
Cytat
ten ukazuje, że owa wytwarzająca mniejszość maszyna społeczna działa
niejako a rebours; gdyż ci, którzy domagają się tolerancji dla samych
siebie, jednocześnie tworzą sztywne modele heteroseksualnej, białej
rodziny, żyjącej w jednolitym etnicznie, biało-czerwonym państwie.
Nacjonaliści, ale także i mniej radykalne odłamy prawicy, dokonują tu
zręcznego manewru, ukazując siebie samych jako uciskanych przez
rzeczywiste mniejszości i liberalną poprawność polityczną. Pojawiają się
więc głosy środowiska związanego z „Frondą” o tym, że katolicy są w
Polsce dyskryminowani. Bardziej radykalne środowiska prawicowe sytuują
siebie jako tych, którzy zwalczają rasizm, wymierzony w białą ludność.
Serwisy nacjonalistyczne pełne są płaczliwych doniesień o rzekomo
tragicznej sytuacji białej ludności w RPA, która jest dyskryminowana
przez autochtonów od momentu upadku systemu apartheidu. Na wspomnianych
stronach wszelkie incydenty, w których ofiarą jest osoba biała, a
napastnik wywodzi się spoza Europy, są podnoszone do rangi świętej wojny
cywilizacji, w której trzeba bronić Zachodu przed napływem ludności z
innych kontynentów, która ów Zachód chciałaby zniszczyć. Wreszcie
poprawność polityczna uznawana jest przez nacjonalistów za narzędzie, za
pomocą którego imigranci niszczą europejską cywilizację.
*** Reasumując,
przyczyn rozwoju ruchów nacjonalistycznych w ciągu ostatnich kilku lat
można poszukiwać z jednej strony w czynnikach systemowych. Strukturalny
kryzys kapitalizmu napędza ruchy protestu, a tym trudno nadać lewicowy i
antyautorytarny charakter w krajach postkomunistycznych. Z drugiej
strony nacjonaliści posługują się bardzo sprawnymi sztuczkami
socjotechnicznymi. Odświeżenie przekazu, zarówno w kwestii formy, jak i
treści, otwarcie się na nowe środki wyrazu (które są atrakcyjne przede
wszystkim dla najmłodszego pokolenia) przynosi skrajnej prawicy nowych
zwolenników.
Jakub Skibiński
|
Mylisz się z tym podłożem sugerując socjalizm.Wspólnie mamy działać z tym którym Polska przeszkadza a podstawą dla nich jest rozpijanie młodzieży?? hehe.Daruj sobie im na dobru Polski nie zależy to zdegenerowane jednostki bez perspektyw które działają nie z własnej inicjatywy bo są zbyt głupi ktoś tym ''burdelem'' steruje .Oni pracować nie mogą musza się ''relalizować'' hehe
Najpierw jedni i drudzy muszą się nauczyć "chcieć". Ale nie dostawać, tylko dawać. Dawać swoją chęć pracy, myślenia i edukacji, natomiast spora część z nich jest rozpoznawalna przez wymaganie przynoszenia pod nos, a drudzy przenoszenia na cudzych plecach. Łatwo jest tylko wymagać. Gorzej samemu zakasać rękawy i wziąść się do roboty.
To dzieci skinoli...
gdzie w konserwatywnej prawicy (i nie mam tu na myśli PiSu) podłoże socjalne? przecież podstawą myśli konserwatywnej jest wolny rynek i swobody obywatelskie! ale tu pojawia się konserwatyzm nacjonalny który mówi swobody obywatelskie tak! ale tylko dla ludzi danego kraju, nie dla emigrantów. i tego nie mogą przeżyć lewicowe partie które widzą w tym faszyzm i jak głupie stawiają znak równości nacjonalizm=faszyzm nie mając pojęcia że faszyzm to udział państwa w życiu społecznym i odgórne narzucane poglądy i prowadzenie propagandy i przejmowanie ośrodków kultury i nauki. czyli wszystko to co mamy w tej chwili. niestety. dlatego się ludzie buntują dlatego ludzie dopatrują się złego w tym wszystkim co się dzieje w Polsce w układzie okrągło stołowym który przez 25 lat nie zaproponował im niczego po za wyjazdem do UK
A co jest tego przyczyną? Niewiedza i niedoświadczenie nas, zwykłych obywateli? Czy może kłamliwość i bezczelność rządzących, niezależnie z której strony stoją? A może jedno i drugie?
Wydaje mi się, że w dużej części zagubienie i porzucenie pewnych wartości, na korzyść pieniądza, jako wartości bezwględnej. Niezależnie od statusu społecznego, choć po większej części winiłbym biedę, która dodatkowo wspomagana jest poczuciem niskiej wartości.
Niby tak, ale czy "mniejszych" przestępstw dopuszczają się ludzie bogaci? Niekoniecznie... z drugiej strony co daje pieniądz gdy jest się samemu na świecie? dostarcza tylko niskiech przyjemności, które da się nim zaspokoić. Jeśli nie ma się zadnych wartościowych celów w życiu żyje się dla chwilowej przyjemności
System upadł w 1989 roku. Teraz walczycie przeciwko demokracji, bo marzy Wam się narodowy socjalizm. A ja nie mam zamiaru zgadzać się na to, by moją Ojczyzną rządzili ludzie, którzy są agresywni, wulgarni, pełni nienawiści, a ich jedyną pasją jest sprawdzanie genealogii przeciwników do dziesięciu pokoleń wstecz - czy czasem jakiego Żyda tam nie było. Jak dla mnie wy i anarchiści to taka sama przeginka, mam nadzieję że w Polsce będzie normalnie.
Dokładnie. Pieniądze często dają tylko namiastkę szczęścia lub stwarzają jego pozór, ale trza ich mieć przynajmniej tyle, by godnie brnąć przez życie.
Średnia krajowa to względność- jeden zarabia 50 tys. a drugi 2 tys. Ile średnio zarabiają?... Najniższą krajową każdy by chciał podnieść, ale chęci tu nie wystarczą. Ostatecznie i tak ci najbiedniejsi by ucierpieli. Ta wstrętna, niewidzialna łapa wszystkiemu winna.
System nie upadł tylko zmienił nazwę, komunistyczny układ pozostał i ma się dobrze.
Ktoś Ci broni głosować na PiS? Widocznie jednak pozostali wyborcy nie chcą Was u władzy, więc wypadałoby to uszanować. Na tym polega demokracja. Nie każdy chce żyć w narodowym socjaliźmie.
Gówno Mnie obchodzą wyborcy i demokracja i nie głosuję na nikogo bo nie jestem z lewicy ni prawicy lecz ponad nimi. Poza tym mam w dupie "g***iany kraj d****i" [cyt. za Maciej Zembaty]. W przypadku kolejnego rozbioru Polski pierwszy stanę po stronie przeciwnika.
Odmawiam.