Na środę 2 lipca, w Urzędzie Miejskim zaplanowano kolejne posiedzenie
Komisji Polityki Przestrzennej dotyczące zmian w nowym Studium
Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego Miasta Poznania.
Spotkania odbywają się od końca maja co tydzień. Za jakiś czas radni
będą głosować nad przyjęciem nowego dokumentu planistycznego
zawierającego niekorzystne zapisy o dalszej zabudowie cennych terenów w
Poznaniu. Kiedy dojdzie do głosowania? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że
wyraźnie komuś się śpieszy.
Imponująca liczba?
Już jakiś czas temu Poznań został ogłoszony miastem konsultacji. Tym
razem Ryszard Grobelny miał się przychylić aż do 1/3 wniesionych uwag,
aby ratować cenne obszary zieleni. Do planu wniesiono łącznie 2852 uwag,
z czego prezydent uwzględnił 937. Czy aby na pewno? Liczby te, podawane
przez Miejską Pracownię Urbanistyczną i powtarzane przez media, nie
wskazują jednak faktycznej liczby uwag, które wpłynęły do MPU. Wynika to
z prostej przyczyny – dwie z wniesionych uwag zawierają ponad tysiąc
podpisów. MPU potraktowało każdy podpis jako pojedynczą uwagę. Efekt
jest taki, że mamy imponujące cyfry, sugerujące, że prezydent Grobelny, w
wyniku aktywności społeczników i prowadzenia wzorowych konsultacji
społecznych, uwzględnił blisko tysiąc uwag do studium zagospodarowania
przestrzennego. A to uratowało tereny zielone przed zabudową między
innymi na Sołaczu i Łazarzu.
Pomimo tego, że nie zostanie zabudowana okolica parku Kasprowicza,
Lasek Piątkowski, teren AZS przy ul. Pułaskiego, małe elementy w
sąsiedztwie parku Wodziczki czy ogródki działkowe przy ul. Hetmańskiej,
to nowy dokument planistyczny jest nadal bardzo niekorzystny dla
Poznania.
Iluzja konsultacji
Formalnie proces konsultacji społecznych dotyczących studium ruszył
się już na początku tego roku – wtedy to można było wnosić uwagi do
nowego dokumentu planistycznego na adres Miejskiej Pracowni
Urbanistycznej. Urzędnicy chętnie przecież wysłuchają opinii
mieszkańców, a nawet niektóre z nich wezmą pod uwagę.
Mit konsultacji legł szybko w gruzach już podczas pierwszych dyskusji
na posiedzeniach dot. planu zagospodarowania. Scenariusz spotkań się
powtarza - Miejska Pracownia Urbanistyczna na ostatnią chwilę
przygotowuje prezentacje, którą później przedstawia któraś z
urzędniczek. Najpierw wyświetlony małym drukiem tekst uwagi, która
została odrzucona, a później wykład teoretyczny toczący się dookoła
poruszonego tematu np. przegląd historii klinów zieleni rodem ze źródeł
internetowych. Po takiej serii nikt już nie wie o co chodziło a
odpowiedzi na pytanie dlaczego uwaga została odrzucona - jak nie było,
tak nie ma. Przygotowane slajdy są pobieżnie przerzucane, tak by
wrażenie pozostało dobre, a wnioski stały się bezdyskusyjną
oczywistością: jest lepiej, będzie więcej zieleni, a prezydent wziął pod
uwagę głos mieszkańców. Czyli – mamy sukces!
Na mapie jest zielono, a w rzeczywistości zabudujemy
Jako uzasadnienie swojego sukcesu MPU porównuje plany
zagospodarowania przestrzennego z lat 1999, 2008 do najnowszego, czyli
tego z roku 2014. Zgodnie z wizją MPU koloru zielonego na mapie klinów
zieleni w poznania przybyło w porównaniu z poprzednimi dokumentami
planistycznymi. Co ma świadczyć o procentowym wzrost terenów zieleni w
ogóle. Iluzja polega na formalnej dokonanej przez MPU w międzyczasie
zmianie definicji tego, czym jest teren zielony. Zapisy mówią teraz, że
istnieje możliwość zabudowy w klinie zieleni, już nie tylko
jednorodzinnej tak jak w 1999, ale i wielorodzinnej.
Efekt jest świetny - mapa jest bardziej zielona, a kliny bardziej
zabudowane. Bo zgodnie z tym tokiem rozumowania osiedle deweloperskie o
zabudowie wielorodzinnej, również możemy nazwać terenem zieleni.
Klin zieleni wg Czarneckiego i wg Grobelnego
Wszystko wygląda zatem z pozoru wzorcowo: około tysiąca uwag zostało
przyjętych, kliny zieleni są chronione, deweloperzy zadowoleni. Problem w
tym, że interesy mieszkańców chcących zachować podstawowe funkcje
klinów zieleni jako terenów rekreacyjnych i niezabudowanych (zgodnie z
pierwotnymi założeniami), są sprzeczne z planami deweloperów. Realnie
nie wiadomo nawet, ile uwag zostało przyjętych jako pojedynczych
dokumentów, bo w tym roku MPU wprowadziło także oprócz sugestywnej
metody liczenia, tzw. częściowe uwzględnianie uwag.
Szkoda też, że Miejska Pracownia Urbanistyczna oraz władze Poznania
dokonały porównania tylko dokumentów planistycznych z ostatnich 16 lat
rządów prezydenta Grobelnego, a pominęły porównanie z pierwotnymi
założeniami dotyczącymi klinów zieleni. Zauważylibyśmy co po nich
aktualnie pozostało, w skutek zezwalania na częściową zabudowę. Kliny
zieleni są funkcjonalnym i cennym założeniem urbanistycznym właśnie
dlatego, że są niezabudowane. Co z nich pozostało ilustruje zestawienie
poniższych rysunków: po prawej kliny zieleni wyłączone z zabudowy,
zgodnie z założeniami Czarneckiego. Po lewej kliny zieleni zgodnie z
założeniami nowego studium zagospodarowania przestrzennego.

Co dalej?
O niezależnych opracowaniach zleconych przez miasto nie ma mowy. A
wszelki głos merytorycznej krytyki, traktowany jest raczej jako
zagrożenie, więc zostaje skutecznie uciszany. Co prawda inż. Agnieszka
Malinowska przedstawiła w połowie czerwca wizualizację negatywnych
skutków realizacji studium, co wywołało chwilową krytyczną debatę, w
której udział wzięli przedstawiciele strony społecznej, niektórzy radni i
specjaliści z Uniwersytetu Przyrodniczego, jednak cała dyskusja została
zdewaluowana i zakończona stwierdzeniem przewodniczącego Mikuły oraz
przedstawicieli miasta: „my nic nie musimy konsultować, bo żadna ustawa
nam tego nie narzuca i nie przewidujemy innej formy konsultacji, niż tak
która się odbyła w lutym”.
Wszystko wydaje się dobrze opracowane i pod kontrolą. Tylko z
założoną tezą. Posiedzenia komisji, przed głosowaniem formalnie odbyć
się muszą. Ci radni którzy są za uchwaleniem planu nie mają się czym
stresować, grają w pasjansa, przeglądają gazety. No chyba, że ich spokój
zostanie zakłócony przez jakiś głos krytyki. Wtedy, wzorem radnego
Kręglewskiego, można porzucić komputer i dzielnie ruszyć na odsiecz, by
nachylając się nad oponentką wycedzić przez zęby: „Pani manipuluje!
Pani nie może tak mówić.”
Natomiast, ci z radnych, którzy co do uchwalenia planu w
dotychczasowej formie są sceptyczni, nieustannie i bezskutecznie apelują
o dostęp do informacji, o zmianę formy debaty, więcej czasu – nie
musimy się spotykać co tydzień, postulowała jedna z radnych SLD nie
rozumiejąc dlaczego i komu tak się śpieszy z uchwaleniem planu
zagospodarowania. Bo w końcu to radni na drodze głosowania podejmą
ostateczną decyzję o tym, czy obecny plan zostanie uchwalony czy też
nie.
Widocznie komuś się jednak śpieszy, by zrealizować swój interes i
niestety prawdopodobnie nie jest to interes publiczny, lecz prywatne
plany inwestycyjne, do zrealizowania których plan jest niezbędny. A
wówczas można liczyć na szczodre wsparcie, nadchodzącej nieuchronnie
kampanii wyborczej do samorządu. Prezydent Grobelny już ogłosił, ze
będzie ponownie kandydował.
Strategia maksimum
Podsumowując. Marketingowa zagrywka, która ocaliła między innymi AZS
czy Park Kasprowicza odniosła jeden cel – przyzwolenie społeczne na
dalszą zabudowę zieleni. Strategia maksimum zastosowana przez władze
miasta zakładała wyłożenie bardzo kontrowersyjnego planu
zagospodarowania na początku dyskusji tylko po to by później „ustąpić
stronie społecznej”, a w rzeczywistości po prostu kontynuować zabudowę
klinów zieleni. Miasto wyciągnęło lekcje – zmian, jakie są w studium po
uwzględnieniu części uwag, nie udało się przeforsować w 2008 roku z
powodu protestów strony społecznej. Teraz jednak udało się skrócić
dyskusję i wprowadzić narrację sukcesu. Świadczy o tym między innymi
artykuł redaktora gazety wyborczej Jakuba Łukaszewskiego o znamiennym
tytule „Zieleń wygrała z domami. Teraz radni będą dyskutować o studium.”
Radni będą dyskutować, jak co środę na Placu Kolegiackim. Jednak
zieleń nie wygrała, a mieszkańcy dali się nabrać na proste chwyty
Grobelnego. Kinga Krzysztowiak |