|
|
Dlaczego wzrasta poparcie rządzącym (PiS)? |
|
liczba odsłon: 542 |
Ostatnio media doniosły o nowych powyborczych badaniach preferencji
partyjnych. Inaczej mówiąc pytano, na kogo dziś – kilka tygodni po
elekcji nowego parlamentu – Polacy oddaliby swój głos. Pierwsze tego
typu sondaże pokazują wyraźnie wzrastającą popularność PiS, a
jednocześnie odpływ poparcia dla PO.
Wyniki te stały się przyczyną spekulacji politycznych na temat
decyzji kadrowych, czyli głównie mianowania Macierewicza, Ziobry i
Kamińskiego. Według niektórych ekspertów, sondaże wskazują, że nie
wpłynęły one – czego mieli się wszyscy spodziewać – na wizerunek i nie
zaszkodziły notowaniom rządzącej obecnie partii. Kolejne spekulacje
dotyczą sytuacji po zamachach w Paryżu – że obawy przed terroryzmem
umocniły pozycję ugrupowań niechętnym uchodźcom, w tym PiS. Jeszcze
inne, że z kolei „zamach” na Trybunał Konstytucyjny i służby specjalne,
także wyborcy aprobacją.
Demokracja przedstawicielska jest jednak
bardziej przewidywalna, niż wszyscy sądzą. Wzrost notowań zwycięskiej
partii zaraz po wyborach jest zjawiskiem stałym. Możemy się tutaj
przyjrzeć wynikom sondaży CBOS, prowadzonych systematycznie od wielu
lat, mniej więcej tą samą metodą. W 2005 roku notowania PiS, który
przejął stery władzy w koalicji z Samoobroną i LPR, wzrosły z 27%
(wyniki wyborów do sejmu) do aż 43% w pierwszym badaniu preferencji
wyborczych po elekcji. W następnych miesiącach poparcie nieco już
spadło, ale nadal było dużo wyższe niż w wyborach – 39%. Dla PO,
wcześniej też partii opozycyjnej, notowania wzrosły mniej – z 24,1%
(wyniki wyborów do sejmu) do 28%, a w następnych miesiącach 30% i 25%. Z
pewnością kluczowe było to, że nie weszła ona do koalicji i nie
zasiadła przy sterach władzy. Spadek popularności odnotowała za to SLD,
dotychczas partia rządząca. W wyborach do sejmu w 2005 r. SLD uzyskało
jedynie 11,3%, ale i tak nie uchroniło to ugrupowania od dalszego
odpływy deklarowanego przez Polaków poparcia – do 4-5% w następnych
miesiącach po elekcji.
W kolejnych wyborach sytuacja się
powtarzała. W 2007 r. poparcie zwycięskiej PO wzrosło z 41,5% (wyniki
wyborów do sejmu) do 47% zaraz po wyborach oraz 50% i 53% w późniejszych
miesiącach. Notowania PiS spadły z 32,1% (wyniki wyborów do sejmu) do
25% po wyborach i 22%-21% w miesiącach następnych. Wreszcie w 2011 roku
notowania PO wzrosły z 39,2% (wyniki wyborów do sejmu) do 42, a
analogicznie PiS spadły z 29,9% do 21%.
Trudno dokładnie określić
przyczyny, z powodu których wyborcy zaraz po wyborach deklarują wzrost
poparcia dla rządzącego ugrupowania. Co więcej, nawet jak spytamy ich,
na kogo wcześniej głosowali, to okazuje się, że częściej wskazują na
zwycięskie ugrupowania, niż te, które zostały w rywalizacji pokonane.
Wychodzi zwykle na to, że na rządzącą partię, według deklaracji,
głosowało więcej osób, niż realnie oddało głos w dniu elekcji. Pytani
kłamią? Nie można oczywiście całkowicie wykluczyć, że pewne okoliczności
mogą istotnie wpłynąć na preferencje partyjne zaraz po wyborach,
dominuje jednak chyba chęć przynależności do obozu zwycięzców. Patrząc
na doświadczenia z ostatnich 25 lat, w warunkach polskich, powyborczy
wzrost popularności zwycięskiej partii jest niemal tak samo oczywisty,
jak jej ostateczna przegrana. No, chyba że ktoś, przy tych chwiejnych
nastrojach politycznych, zdecyduje sobie pomóc w inny sposób, np.
sięgając po wyłączną kontrolę nad resortami siłowymi.
Jarosław Urbański
|
Autorem powyższych treci jest autor bloga 'Oddolny Poznań' i ponosi on wyłšcznš odpowiedzialnoć za zamieszczone treci. Redakcja epoznan.pl nie odpowiada za treci zawarte na blogach.
|