Od 1 kwietnia rozpoczął się kolejny sezon eksmisyjny. Przymusowe
wyprowadzki dotyczą zarówno lokatorów zasobów prywatnych, spółdzielczych
jak też komunalnych. Główną przyczyną wysiedleń jest zadłużenie
spowodowane najczęściej zdarzeniami losowymi.
Na utratę lokalu narażone są w pierwszym rzędzie osoby dotknięte
chorobą, wypadkiem, utratą pracy czy innego typu dochodu (renty). Nie
bez znaczenia są także przypadki nagłych i wysokich wzrostów czynszów,
zmiany własnościowe (przejęcie kamienicy przez prywatnego właściciela),
rosnące ceny mediów (prądy, gazu, wody). Biorąc pod uwagę często w
ostatnim czasie podnoszony fakt, iż w Polsce zarobki są za niskie, a
zatrudnienie nadto niestabilne, zadłużenie czynszowe nie jest niczym
specyficznym. Z opłatami za mieszkanie zalega – w zależności od zasobu –
od 20% do 40% lokatorów. Każdego roku mieszkanie traci ok. 30 tys.
najemców, ponad 8 tys. jest eksmitowana siłą przez komornika, nierzadko w
asyście policji.
Eksmisji tyle samo
A
jak wygląda sytuacja w Poznaniu? Dokładne dane dotyczące eksmisji z
zasobów spółdzielczych i prywatnych nie są znane. Wielkopolskie
Stowarzyszenie Lokatorów (WSL) szacuje, że dotyczą one kilkuset do 1,5
tys. rodzin każdego roku. Z zasobów komunalnych masowe emisje rozpoczęły
się za rządów Jarosława Pucka. W latach 2011-2012 wyeksmitowano z
zasobów komunalnych każdego roku po 140 najemców (wcześniej dokonywano
ich kilkanaście, góra 50 rocznie). W 2013 roku przeprowadzono największą
liczby wysiedleń z poznańskich zasobów komunalnych – dokonano 183
eksmisje. W 2014 roku było ich 143.
Czy na tym tle pierwszy rok
nowych rządów Jacka Jaśkowiaka wyglądał inaczej? Otóż okazuje się, że
nie. W 2015 roku dokonano także 143 eksmisji, co oznacza, że w kwestii
tej nowy zarząd miasta, nie zmienił niczego. Trzeba jednak pamiętać, że
istotne zmiany w polityce mieszkaniowej zaczęto zapowiadać dopiero po
odejściu wiceprezydent Agnieszki Pachciarz i zmianach na stanowisku
prezesa ZKZL (najpierw odszedł prezes Pucek, później Augustyn). Czy
przyniosą one zwrot w kwestiach masowych eksmisji, dopiero się okaże.
Tymczasowe mydlenie oczu
Utracie
pracy i mieszkania często towarzyszą dramatyczne okoliczności. Rzadko,
kto traktuje ten problem z lekceważeniem. Zwolennicy brutalnych eksmisji
jednak najczęściej powołują się na przypadki nieodpowiedzialnych czy
tzw. trudnych lokatorów. Kilka wybranych spraw służy im za uzasadnienie
dotychczasowej polityki wysiedleń, obejmujące tysiące najemców.
Wielkopolskie Stowarzyszenie Lokatorów zawsze twierdziło, że eksmisje
nie są żadnym sensownym rozwiązaniem problemu, zwłaszcza kiedy odbywają
się ono do tzw. pomieszczenia tymczasowego. W 2015 roku z 143 eksmisji z
poznańskich zasobów komunalnych, aż 108 dokonano do lokali
tymczasowych. Podobnych przypadku w zasobach prywatnych i spółdzielczych
jest wielokrotnie więcej. Nikt nie bada dokładnie co się z tymi ludźmi
dzieje w momencie utraty takiego lokalu, co następuje bardzo szybko.
Może nim być np. robotniczy hotel, gdzie cena za pokój sięga 30 zł. za
dobę. Brak płatności oznacza "wystawienie" lokatora z walizkami za drzwi
hotelu, dosłownie z dnia na dzień. Eksmisja do lokalu tymczasowego to
często po prostu eksmisja "na bruk" przeprowadzona w dwóch etapach, aby
ukryć jej dramatyczne konsekwencje przed opinią publiczną.
Te
osoby, które ostatecznie stracą mieszkanie, naszym zdaniem, trafiają z
powrotem na rynek, wynajmują lokal i – prędzej czy później – nie płacą,
bowiem komercyjne ceny najmu są dla nich za wysokie. Zwłaszcza przy
ciągnących się za nimi zadłużeniach i egzekucjach komorniczych. Aby
uchronić się przed komornikiem, który zajął rachunek bankowy lokatora,
podejmuje on najczęściej zatrudnienie "na czarno", a tym samym z reguły
niestabilne i nisko płatne. A to oznacza podatność na zadłużenie
czynszowe w nowym lokalu.
Podwójne awizo
Problemem
jest też stan lokali socjalnych w Poznaniu. W zasadzie przez wiele lat
traktowano przydział lokalu socjalnego jak rodzaj kary i wygnania. Tak,
jakby system chciał zemścić za to, że ktoś sprawia za dużo problemów.
Stan lokali socjalnych jest niekiedy tak zły, a lokalizacja tak
absurdalna (patrz Nowotarska czy Torowa), że lokatorzy nierzadko
odmawiają jego przyjęcia, pomimo rozpaczliwej sytuacji, w jakiej się
znaleźli. W 2015 roku na 97 złożonych przez miasto ofert zawarcia umowy
najmu lokalu socjalnego, w 42 przypadkach została ona odrzucona.
Nierzadko ludzie ci trafiają na dyżury interwencyjne WSL. Częstą
przyczyną odmowy jest wskazanie lokali w barakach i pomieszczeniach o
fatalnym stanie technicznym, zawilgoconych lub np. z ubikacją w toi-toi.
Bywa, że pracownicy ZKZL nie uwzględniają stanu zdrowia osób
eksmitowanych do lokali socjalnych, np. przydzielają pokój 11 m2 matce
opiekującej się dorosłym synem chorym na schizofrenię paranoidalną
(napady agresji). W taki przypadku wymagany jest dla niego osobny pokój.
Inny problem pojawia się w momencie, kiedy właściciele kamienic
domagają się od miasta wysokich odszkodowań, z powodu niewskazania przez
nie lokalu socjalnego lokatorom z wyrokami eksmisyjnymi. Prawnicy ZKZL
dogadują się za plecami lokatorów z właścicielami, podpisują ugody, w
zamian za wskazanie lokalu socjalnego, nie oglądając się na jego stan,
naciągając ustawowe wymogi, a niekiedy nawet spodziewając się, że
lokator po prostu odmówi, a wówczas miasto na "ręce czyste", a
właściciel może usunąć niechcianego mieszkańca. Wreszcie ZKZL skreśla z
listy tych, do których nie dotrą oferty dotyczące lokali socjalnych
wysłane pocztą, Jeżeli po dwukrotnym awizie nie zostaną podjęte, uważa
się za doręczone. Zamiast dokładnie sprawić powód nie pobrania awiza (a
zdążało się, że był nim np. długotrwały pobyt w szpitalu), miasto odsyła
sprawę ad acta, jako załatwioną. Stosuje tutaj procedury postępowania
cywilnego, zamiast kodeks postępowania administracyjnego (kpa).
Podobnie
można zapytać, co się dzieje z osobami, które – realnie czy formalnie –
nie przyjmą przydziału do lokalu socjalnego. Tak jak w poprzednim
przypadku często trafiają na komercyjny rynek najmu, gdzie cena
wynajęcia mieszkania jest 10-krotnie wyższa, od czynszu socjalnego –
jedynego, na którego było stać lokatora. I oczywiście oznacza to
pojawienie się spirali zadłużenia i w konsekwencji zagrożenia kolejnym
wysiedleniem.
Klasowa interwencja
Innym z
absurdów dotychczasowej polityki mieszkaniowej jest nadużywanie przez
ZKZL instytucji tzw. interwencji ubocznej. Polega ona na tym, że
przedstawiciel ZKZL ma prawo udziału w sprawach o eksmisje, jakie
prywatni właściciele wytaczają swoim lokatorom. Celem interwencji jest
dbałość o interes publicznych. Do tej pory był (i jest) on rozumiany
przez ZKZL bardzo wąsko i formalnie. Zarząd z reguły wnosi przed sądem,
aby ten orzekając o eksmisji, nie przydzielał mieszkania socjalnego, z
którego dostarczenia miasto musiałoby się wywiązać. (Nie znamy
przypadku, aby w interesie publicznym ZKZL wnosił przed sądem odwrotnie –
o przydział mieszkania). Bywa, że motywuje się to po prostu brakiem
lokali socjalnych. Po pierwszy mamy w tym przypadku z kompletną
asymetrią w procesie o eksmisję. Przeciwko przeważnie zubożałemu
lokatorowi występują połączone siły właściciela i miasta. Dla
właściciela brak przydziału mieszkania socjalnego jest z reguły dobrą
wiadomością, bowiem otwiera drogę do szybkiego wysiedlania najemcy i
wynajęcia lub sprzedaży mieszkania na wolnym rynku – zamiast
wieloletniego czekania na wskazanie przez miasto lokalu socjalnego.
Problem polega na tym, iż miasto z jednej strony wnioskuje o
niezasądzanie lokalu socjalnego, a z drugie doskonale wie, że emisja do
lokalu tymczasowego w praktyce oznacza nabycie prawa do "socjałki". Z tą
różnicą, że okres oczekiwania na nią staje się problemem nie miasta,
nie właściciela, ale zadłużonego lokatora, któremu de facto powinna się
należeć pomoc. To jeden z mechanizmów, który ujawnia nam, ze władze
publiczne de facto bronią interesu określonych grup (klas) społecznych. W
tym przypadku na sali sądowej.
Podsumowując, możemy powiedzieć,
że eksmisjom towarzyszy wiele nieprawidłowości, ale przede wszystkim
brak wyobraźni i zrozumienia dla sytuacji innego człowieka. W wielu
przypadkach są to osoby o niskim, a nawet bardzo niskim dochodzie i
statusie materialnym, które traktuje się protekcjonalnie i
paternalistycznie, czasami nawet z trudną skrywaną pogardą. Najgorsze w
tym wszystkim jest to, iż tego typu stosunek jest niejako wpisany także w
polskie ustawodawstwo lokatorskie, orzecznictwo sądowe i tryb
postępowania administracyjnego. Władze publiczne nie dostrzegają, że
stosują i promują "rasizm ekonomiczny", z którym trzeba wreszcie
skończyć. Pierwszym krokiem powinno być zaprzestanie przymusowych
wysiedleń. Mamy nadzieję, że wolny Poznań, to Poznań bez eksmisji.
Jarosław Urbański, Anastazja Wieczorek-Molga
|