Kamienica przy ulicy 28 Czerwca 150 to razem ok. 25 mieszkań. Spośród
wielu, pozostało jeszcze tylko sześciu lokatorów, którzy posiadają umowy
zawarte pierwotnie z Miastem Poznaniem (komunalny tryb najmu).
Zajmowało się ono budynkiem jeszcze na początku lat 90. Potem okazało
się, że zarząd przeszedł na Małgorzatę Pietkiewicz, która stała się - w
nie do końca jasnych okolicznościach - właścicielką 1/3 udziałów. Kto
posiada pozostałe 2/3 kamienicy? Tego nie wiadomo. Wszystko wskazuje na
to, że nie ma spadkobierców pozostałej części nieruchomości i powinna
ona zostać przejęta przez skarb państwa i skomunalizowana.
Jednak, aby tak się stało, miasto musi przed sądem wykazać, że
faktycznie spadkobiercy już nie żyją. Tymczasem okazuje się, że od 20
lat ta sprawa nie została uregulowana. Miasto przejawia tu dużą –
delikatnie mówiąc - niezdarność i obojętność. Tymczasem sąd nadał, z
jednej strony, prawo do administrowania kamienicą Małgorzacie
Pietkiewicz, a z drugiej – z powodu niewyjaśnionej sytuacji
własnościowej - wyznaczył kuratora w postawi firmy Admico Wielkopolskie
Sp. z o.o., która najzwyczajniej w świecie wraz z Pietkiewiczową doi
lokatorów.
Lokatorzy wnoszą sprawę
Nie
będziemy dokładnie wykazywać wszystkich elementów puzzli, które
sprawiły, że zaraz na początku lat 90., krok po kroku Pietkiewiczowa
stała się faktyczną właścicielką 1/3 udziałów i zarządcą całej
kamienicy. Faktem jest, że lokatorzy dowiedzieli się o tym dopiero po
kliku latach. Wcześniej przekonywano ich, że budynek został całkowicie
„reprywatyzowany”. Taką informację rozpowszechniał partner Małgorzaty
Pietkiewicz, Nikos Dzios. W atmosferze powszechnego aplauzu dla
prywatyzacji, lokatorzy mieli być może nawet nadzieję, że kamienica
odzyska swoją świetność i będzie lepiej zarządzana. Ale z biegiem czasu
okazało się, że oczekiwania te były płonne. Narastał konflikt.
Ignorowani coraz bardziej lokatorzy próbowali się bronić, zablokowali
m.in. budowę garaży na podwórku, którą zarządca prowadził bez pozwolenia
na budowę. Ostatecznie, wobec opieszałości miasta, zorganizowali się i
postanowili przed sądem wykazać, że pozostałe 2/3 udziału budynku nie
ma właściciela, a zatem powinno przejść na własność gminy. Liczono, że w
ten sposób miasto odzyska kontrolę nad kamienicą, a oni jako mieszkańcy
„komunałek” zdołają uchronić się przed degradacją i wyprowadzką.
Lokatorzy
podjęli zatem pracę, którą winni wykonać urzędnicy miejscy. Niestety w
międzyczasie zmarła wynajęta przez lokatorów prawniczka, a oni sami nie
posiadali już więcej środków, aby opłacić nowego adwokata. Urzędnicy
miejscy, ściślej Wydziału Gospodarki Nieruchomościami (dawniej Geopoz)
obiecali, że zajmą się sprawą, po warunkiem wycofania przez lokatorów
sprawy z sądu. Powołali się tutaj na kwestie formalne, uzasadniające
taki krok. Faktycznie miasto w 2008 roku wniosło nową sprawę, ale
„ugrzęzła” ona w miejscu. Zniecierpliwieni lokatorzy wywołali artykuł w
Głosie Wielkopolskim i słali do miasta monity (czytaj TUTAJ).
Teraz miasto
Pismem
z dnia 1 lipca 2009 roku prezydent Mirosław Kruszyński tłumaczył się,
że: „Postępowanie sądowe uległo przedłużeniu ze względu na konieczność
dokonania przez Wydział Gospodarki Nieruchomościami Urzędu Miasta
Poznania dodatkowych ustaleń i przekładania ich sądowi”. Faktycznie cały
materiał dowodowy wykazujący, że 2/3 kamienicy przy ul. 28 Czerwca 150
nie posiada spadkobierców, zebrali mieszkańcy i przekazali zarówno
miastu, jak też wymiarowi sprawiedliwości . Imponująca praca „śledcza”
zdaje się nie pozostawiać wątpliwości, ale wyrok nie zapada. Kruszyński
na wyartykułowane obawy o to, czy nie zostanie nieruchomość przejęta
ostatecznie przez prywatne osoby, stwierdził, iż są one bezpodstawne.
Odmówił jednocześnie powiadomienia prokuratury na okoliczność niejasnego
sposobu w jaki, zarządzany wcześniej przez miasto budynek, dostał się w
całości w ręce Małgorzaty Pietkiewiczowej (na podstawie wygasłego
pełnomocnictwa). A rozstrzygnięcie sądu nie zapadło do dziś.
Mieszkańcy
obawiają się, że kiedy ostatni z nich, którzy są jeszcze zainteresowani
tematem, zostaną „wysiudani” z kamienicy i umrze jedyny żyjący świadek,
który może potwierdzić, iż właściciel 2/3 nieruchomości nie pozostawił
spadkobierców, to pojawią się dokumenty i testamenty mówiące o tym, że
jednak ktoś kamienicę dziedziczy. To łakomy, wart miliony złotych,
kąsek, na którym dobrze zarobić mogą wszyscy „zamieszani” w tę sprawę.
Najbardziej
zainteresowana może być Małgorzata Pietkiewicz, której córka Joanna
Dzios jest, powszechnie hołubioną rzeczniczką prasową Lecha Poznań. Ta
27 letnia absolwentka Uniwersytetu Ekonomicznego związała się z klubem
już w 2006 roku, szybko awansując na dość prestiżowe i medialne
stanowisko. Syn Małgorzaty Pietkiewicz, Marcin, zajmuje jeden z lokali w
spornej kamienicy.
Czterdziestoletni prezes firmy Admico
Wielkopolskie Sp. z o.o. (kuratora sądowego kamienicy), Radosław
Perliński, jest biznesmen związanym z kilkoma interesami. Wydaje się, że
w obszarze obrotu nieruchomościami, posiada powiązania z urzędem
miasta. Między innymi Admico w imieniu miasta administrowało w 2006 roku
kamienicami przy ulicy Piaskowej i Szyperskiej. Obecne status quo jest
dla Admico i Perlińskiego dość korzystne.
Prywatne - publiczne
Sprawę
kamienicy przy 28 Czerwca 150 ze strony Wydziału Gospodarki
Nieruchomościami Urzędu Miasta prowadzi mecenas Lidia Tajnert.
Reprezentowała ona miasto w przegranym przez nie głośnym procesie o
grunty nad Maltą (i Osiedla Warszawskiego). Sąd przyznał tamtejszej
parafii gigantyczne odszkodowanie 75,5 mln. złotych (które miało zapłaci
państwo), choć wcześniej proboszcz podpisał porozumienie z miastem w
tej sprawie (czytaj też TUTAJ).
Kościół
w tym procesie reprezentował z kolei mecenas Tadeusz Kieliszewski,
który – uwaga – w 1990 roku został powołany przez Radę Miasta Poznania
na przewodniczącego specjalnej komisji, która miała zinwentaryzować i
rozpoznać status prawny majątku komunalnego, w tym nieruchomości i
gruntów. Jako konsultantka w jej pracach brała udział także Lidia
Tajnert, a zasiadali dzisiejsi prominenci w osobie m.in. Ryszarda
Grobelnego i Wojciecha Kręglewskiego. Jak widzimy, były przewodniczący
Kieliszewski, zdobywając najpierw wiedzę na temat sytuacji
prawno-własnościowej mienia komunalnego, później stał się rzecznikiem
tych, którzy starali się o jego przejęcie. Powiązań na rynku obrotu i
zarządzania nieruchomościami między magistratem i prywatnymi interesami
jest wiele. Te same nazwiska najpierw spotykamy jako urzędników i
reprezentantów interesu publicznego, aby potem pojawili się w roli nie
tylko prywatnych biznesmenów, ale także rzeczników roszczeń wobec
miejskiej własności. Granice są kompletnie zatarte. To jednak temat na
osobny artykuł.
Krótko mówiąc, przykład ten wskazuje, że
lokatorzy z kamienicy przy ulicy 28 Czerwca 150 nie mogą być pewni
wyniku procesu, bowiem nie wiadomo czy urzędnicy miejscy „grają w tej
samej drużynie”.
Fałszerze testamentów
Dodatkowo
istnieje dość przykładów fałszerstw. W marcu 2011 roku, w Szamotułach
zakończył się też proces dotyczący nielegalnego przejęcia szeregu
kamienic w Poznaniu przez prywatną osobę. Wypowiedziała ona umowy najmu
13 rodzinom. Lokatorzy skierowali sprawę do sądu. Okazało się , że
sfałszowano testament, bo zmarła właścicielka nie posiadała
spadkobierców. Umoczeni w sprawę byli nie tylko agenci obrotu
nieruchomościami, ale prawnicy, sędziowie, wysoko postawieni oficerowie
policji. Po wieloletnim procesie (który rozpoczął się w 2002 roku –
więcej czytaj TUTAJ)
główny oskarżony został skazany na 8 lat więzienia i grzywnę. Ta
spektakularna sprawa dowodzi, iż przypadki fałszowania dokumentów
spadkowych nie jest abstrakcją. Wiadomym też jest, iż takich spraw
bezprawnych czy wątpliwych przejęć na własność różnych nieruchomości
jest więcej, ale nie zawsze są wykrywane, a jeszcze rzadziej trafiają do
sądu.
Niektórym lokatorom z ul. 28 Czerwca 150 grozi eksmisja.
Ich czynsze kształtują się na poziomie 12 zł. za metr kwadratowy i coraz
trudniej im się wywiązać ze swoich zobowiązań. Za chwilę ich problem
może trafić do miasta, które będzie robić wszystko, aby zepchnąć sprawę
lokatorów na bok i nie podjąć odpowiedzialności za ich los. Usłyszymy
ponownie dobrze znaną śpiewkę o złych dłużnikach oraz dobrych
właścicielach i urzędnikach. Mieszkańcy, którzy poświęcili swój czas i
pieniądze, broniąc interesów miasta (i swoich, utożsamianych z miastem),
być może wylądują pod mostem. |